Wieniec nad domem
No i stało się. W sobotę wszyscy zwarci i gotowi o godzinie 7 zameldowali się na budowie - cel był jeden - zalać wieniec! Rano oczywiście jeszcze jakieś ostatnie szlify i ruszyliśmy o godzinie 9. Nie wiadomo dlaczego nasi budowlańcy woleli zalewać i mieszać ręcznie, ale zgodziliśmy się na to, więc działo armatnie (wielka betoniara na około 3-4 pełne taczki betonu) i 5 osób było gotowych do zalewania. Po zajęciu każdy swojego stanowiska i przyzwyczajeniu się do niego jakoś to szło - w sumie materiału poszło ~12 ton mieszanki, ponad 2 tony cementu i adekwatna ilość wody, więc każdemu przez ręce przeszło pewnie w okolicach 15 ton :) Jak się okazało wykorzystaliśmy cały cement zgromadzony na budowie, gdyby brakło worka to byłoby nie za ciekawie. Liczy się efekt - udało się zalać cały wieniec w jeden dzień ponad 9 godzin ciągłego lania z jedną przerwą na obiad, powiem Wam hardcore, ale daliśmy radę, gdyby nie szwagier i ojciec to nie byłoby opcji. Mimo tego nadal nie widzę sensu ręcznego mieszania, jeśli można to spokojnie zalać stetterem. Wieniec podlewany 2x dziennie, teraz jeszcze dołączył do tego delikatny deszczyk, więc powinno być OK. Plan na ten tydzień - rozszałować wieniec i zrobić strop drewniany (belki mają być koło czwartku), zamurować szczeliny. W przyszłym tygodniu powinna wejść firma od dachu. Poniżej kilka fotek z zalanym wieńcem - coraz lepiej to wygląda. Byle zdążyć przykryć przed jesiennymi deszczami. W listopadzie okna i zaczynamy działać w środku, ale wiadomo, że łatwo się pisze, a trudniej wykonać... Nie mniej powodzenia w planach (i ich realizacji ;) ) życzę wszystkim czytającym moje wypociny :)